Transport: Tradycyjnie najtańszym sposobem przemieszczania się po kraju są nieśmiertelne, środkowoamerykańskie chickenbusy: zatłoczone, rozgrzane, niewygodne, ale tanie jak niemieckie wino w Lidlu. I tak na przykład autobus z San Juan del Sur do Rivas kosztuje ok 20 NIO, z Rivas do Granady: 34 NIO, Granady do Masaya: 16 NIO. W sytuacji, kiedy autobusów nie ma, albo jeżdżą kompletnie wypchane, da się bezpiecznie poruszać autostopem: miejscowi często posiadają pick-upy, więc można spokojnie wskoczyć na bagażnik. Na prowincji często innego transportu nie ma, więc nie należy się bać, tylko łapać stopa. Po Ometepe sporo turystów jeździ też wynajętym skuterem (10-15 USD za dzień) lub rowerem (5 USD). Gringobusy (czyli mikrobusy albo tzw shuttle buses organizowane przez hostele) są szybkie i wygodne, ale kilka lub kilkanaście razy droższe niż lokalny transport. Ponieważ w Nikaragui jest bardzo bezpiecznie, moim skromnym zdaniem, gringobusy nie mają racji bytu. Jeśli chcemy polecieć na Islas de Maiz (podobno bajecznie piękne), za bilet samolotowy w obie strony zapłacimy ok. 160 USD.
Spanie: Baza kempingowa jest prawie żadna, a jeśli już ją znajdziemy, to często okazuje się, że rozbicie namiotu kosztuje tyle samo, co łóżko w hostelu. I tak np. za hamak w El Zopilote na Ometepe zapłacimy 4 USD, za łóżko w Hospedaje Central (Moyogalpa) 5,5 USD, w León 28 USD za dwójkę z łazienką na 3 dni (Hostel Via Via), a w Granadzie 11 USD/noc (hostel La Libertad).
Jedzenie: Kolacja w modnej knajpie nie powinna kosztować więcej niż 7-8 USD, a lokalna jadłodajnia zainkasuje 1-3 USD za spory obiad (60 NIO), złożony ze smażonych bananów, ryżu, fasoli, jajecznicy i czegoś do picia. Kawa z budki na placu: 5 NIO, śniadanie w taniej jadłodajni: 50 NIO.
Chlanie: Lokalne piwo da się wypić, ale koneserzy prawdopodobnie będą rozczarowani. Obie marki, Toña i Victoria, smakują jak rozwodniony Żywiec, przy cenie około 1 USD. Za to mamy w Nikaragui całkiem niezły i tani rum – Flor de Caña.
Zwiedzanie i na wulkany włażenie: Hostele i biura podróży, rzecz jasna, próbują nas wycyckać, więc częstokroć zapłacimy 60 USD za coś, co na własną rękę możemy zrobić za 10 USD. I tak, na przykład, wejście na wulkan Masaya (z przewodnikiem) kosztuje 10 USD, całodniowa wycieczka na wulkan Concepción: 15 USD (również z przewodnikiem), co jest jak najbardziej do przyjęcia, zwłaszcza, jeśli popatrzymy na ceny podobnych przyjemności w Kostaryce. Osobiście zachęcam do zwiedzania i eksplorowania na własną rękę, bo Nikaragua jest na tyle bezpieczna, że raczej nic nam się nie stanie.
Płacenie: W obiegu są zarówno córdoby (NIO) jak i dolary, ale za hot doga, kawę, albo kilo ziemniaków raczej dolarami nie zapłacimy, więc warto mieć przy sobie drobne w lokalnej walucie. Karty kredytowe są przyjmowane w wielu hostelach (acz niechętnie), a ceny podawane w dolarach. 1 USD = ok. 27 NIO.
Chorowanie: Podobno jest denga i chikungunya, więc nie marudzimy, tylko chowamy się przed komarami i smarujemy świństwem z DEET. Ale nie dajmy się namówić na żadne antymalaryczne pastylki, bo tylko się od tego pochorujemy.
Kiedy jechać: Od razu! Niski sezon jest od września do listopada, ale tak naprawdę Nikaragua nigdy nie jest szczególnie zatłoczona. Jedźcie zanim zrobi się z tego druga Kostaryka.